- Jasna cholera, szlag by to
trafił! Jochen, ty pieprzony debilu, chodź tutaj!
Nie obchodziło mnie, że jest druga w nocy. Nie
przejmowałam się, że zaraz pewnie obudzę cały blok na rzeszowskim osiedlu,
które zamieszkiwałam już od wielu lat. Miałam w tej chwili ochotę na dokonanie
morderstwa. Właściwie nosiłam się z tym pomysłem już od jakichś czterech
miesięcy, ale teraz ten palant przegiął. Jeśli liczył na litość oraz dobre
traktowanie – koniec! Nie będzie już uprzejmej Marianny, która ma anielską
cierpliwość. O nie, ja nigdy nie należałam do osób wyrozumiałych.
- Jochen! – Znów się wydarłam w
nadziei, że ten przeklęty Szwab jednak mnie usłyszy i pofatyguje się do
przedpokoju, z którego na razie nie planowałam się ruszać. – Co za…
Kiedy kończyłam wiązankę barwnych przekleństw, zaspany
Niemiec wtoczył się do przedpokoju, przecierając oczy. Nie było mi przykro, że
go obudziłam. Nie obchodził mnie również fakt, iż tego dnia o osiemnastej ma
rozegrać jedno z ważniejszych spotkań w tym sezonie. Podsumowałam jego słowa
środkowym palcem, wskazując po chwili na sportowe buty zalegające na podłodze.
Dokładniej – na samym środku przedpokoju. Człowiek chce sobie w spokoju wrócić
z imprezy do domu, ma nadzieję trafić do swojego pokoju, a tutaj takie coś. I
żeby to był pierwszy raz, to pewnie nie zrobiłabym awantury. Chociaż o mały
włos nie skręciłam sobie kostki… lub karku. No ale Jochena nie obchodziły teraz
moje paranoje. Też mi coś. Ciekawe od kiedy te jego mecze są ważniejsze od
mojego zdrowia?
- Ty nie pyskuj, bo się
wyprowadzisz – warknęłam, celując w szatyna palcem wskazującym. No teraz to doprowadzał
mnie już do szewskiej pasji. Uśmiechał się, a ja chciałam ten przeklęty
uśmieszek zetrzeć z przystojnej twarzy.
Nie, chwila, wróć! Jochen nie jest przystojny. Ani
trochę! Jest głupim Niemcem, który postanowił się zaszyć w moim mieszkaniu po
tym, jak rzuciła go narzeczona. Wyprowadziła się. Wróciła do Szwablandii, więc
co mu szkodziło pozostać na tych sześćdziesięciu metrach kwadratowych? Zamiast
tego wymówił umowę najmu, spakował swoje walizki i zjawił się przed moimi
drzwiami w chwili, kiedy to wcale nie chciałam go widzieć na oczy. Z tymi
wielkimi buciorami wpakował się w moje życie oraz sprawy, o których nie
powinien nawet wiedzieć. Tłumaczyłam, błagałam, narzekałam. Kiedy to dla niego niekorzystne, to potrafi
stać się głuchy niczym pień. Sprowadziłam nawet tego Serba, co nosi żeńskie
imię. Nikola miał mu wyperswadować ten głupi pomysł z pustego łba. Zamknęli się
w mojej sypialni. Długo rozmawiali. Nikola wychodząc wreszcie stwierdził, że
Jochen mnie potrzebuje i nie mogę się od niego odwrócić. Problem polegał na
tym, że ja nie potrzebowałam jego.
- Pyskować, to ty możesz, bo ja
starszy jestem – przypomniał z dumą, niemalże wypinając umięśnioną pierś.
Zmrużyłam powieki, próbując się nie zataczać. Zgubne skutki picia alkoholu
właśnie zaczynały o sobie przypominać.
- Wal się pacanie – znów
warknęłam, kierując się w stronę swojego pokoju. Zanim do niego weszłam,
oparłam się jeszcze o framugę drzwi. – Jutro rano twoje sportowe buty mają rano
zniknąć z tego mieszkania, jasne?
- Każesz mi się wyprowadzić?
- A masz zamiar zastosować się
do tego polecenia?
- Nie.
Przewróciłam oczami. Nie spodziewałam się innej
odpowiedzi, aczkolwiek dzięki temu zyskałam kilka dni spokoju od
wszechogarniającego mnie chaosu. Szepnęłam już tylko dobranoc i zniknęłam w swoim królestwie.
Nie zapalałam światła. To było niebezpieczne dla moich
wrażliwych oczu, które pragnęły już nieco odpocząć. Zrzuciłam z siebie małą
czarną. Kiedy opuszczałam mieszkanie Jochen stwierdził, że wyglądam jak kobieta
stojąca pod latarnią. Ubrał to w piękne słowa, więc wtedy jeszcze się nie
obraziłam. Teraz nie miałam już siły na zdjęcie bielizny. Narzuciłam na siebie
koszulkę, która pełniła funkcję mojej pidżamy. Jak szybko się okazało,
położenie się do łóżka nie było wcale najlepszym wyjściem. Fala mdłości
natychmiast zawładnęła całym ciałem. Poderwałam się szybko, a w biegu do
łazienki o mały włos ponownie nie zabiłam się o buty Jochena.
- Oj Mera, ty się jednak na
błędach nie uczysz – westchnął Szwab, odgarniając moje włosy do tyłu. – Mówiłem
żebyś tyle nie piła.
- Daruj sobie dziadku –
jęknęłam, wisząc nad porcelanową muszlą. Szkoda, że przed wyjściem do klubu
niczego nie zjadłam.
- Nie jestem dziadkiem.
- A idiotą jesteś?
- Już prędzej.
- Jak dobrze, że chociaż z tym
się zgadzasz.
Następną godzinę spędziliśmy na zimnych kafelkach w mojej
łazience. Ja wymiotowałam, a Niemiec gadał. Miało mnie to ponoć uspokoić. Co
pięć minut przypominałam, że powinien teraz spać, bo musi wykazać się w tym
spotkaniu. Nagle zaczęło mnie to obchodzić. On się zaparł – uparty osioł –
twierdząc, iż ja jestem zdecydowanie ważniejsza. Trener i tak nie planował
wystawiać go w pierwszej szóstce.
O czwartej nad ranem Jochen stwierdził, że potrzebny mi
prysznic. Opierałam się. Ostatnim razem to doprowadziło nas na szczyt prawdziwej
rozkoszy, jakiej nie zaznałam jeszcze w swoim życiu. W dalszym ciągu czułam się
winna. Po raz pierwszy rozwaliłam czyjś idealny związek. A przecież to była
tylko nic nie znacząca przyjaźń. Tak twierdził Jochen, który teraz prowadził
mnie w stronę kabiny. Rękoma przytrzymywałam dół koszulki, kiedy próbował ją ze
mnie ściągnąć.
- Chcę tylko wsadzić ciebie pod
ten cholerny prysznic – szepnął, przypierając mnie do ściany. Patrzyłam w jego
zielone tęczówki mając nadzieję, że cokolwiek z nich wyczytam. – Mera, dobrze
wiem, że wcale taka święta nie jesteś. Pozwoliłaś nawet, bym doświadczył to
osobiście.
- Nie pozwoliłam. Sam się do
mnie dobrałeś.
- Ale się nie opierałaś.
Wilgotnymi wargami muskał wrażliwą skórę tuż za moim
uchem. Musiałam włożyć wiele siły w to, by go od siebie odsunąć.
- Więc teraz będę. – Powoli
zaczynałam trzeźwieć. – Wyjdź proszę.
- Ty prosisz? – Patrzył na mnie
sceptycznie, a ja wierciłam spojrzeniem dziurę w podłodze. – A gdzie
przekleństwa? Czy jesteś pijana, czy trzeźwa, wyzywasz mnie na każdym kroku.
- Wyjazd z łazienki debilu, bo
załatwię cię tak, że nie będziesz w stanie zagrać w żadnym meczu do końca
sezonu.
- I to mi się podoba.
Przyssał się do moich ust, nim zdążyłam zaprotestować.
Całe szczęście przed chwilą wymyłam zęby. Jak długo można opierać się jego
urokowi? Jakieś dwie minuty. Potem wszystko samo przyszło. Mawiają, że wspólny
prysznic jest dobry dla środowiska. Oszczędność wody i tak dalej. Tym samym
złamałam dane sobie słowo.
Z samego rana (o godzinie czternastej) oznajmiłam
Jochenowi, że wyjeżdżam. Myślał pewnie, iż to tylko kilka dni w gronie
znajomych ze studiów. Położyłam przed nim wszystkie dokumenty, które miałam w
szufladzie biurka już od tygodnia. Akt własności mieszkania, dokumenty
meldunkowe i tak dalej.
- Chyba na koniec świata nie
jedziesz, co? – Zapytał Niemiec z niechęcią. Coś już chyba w tej pustej głowie
zaczynało świtać. – Mera, ty chyba nie chcesz powiedzieć…
- Wyjeżdżam do Holandii na
wymianę studencką.
- Na długo?
- Półtora roku.
- Nie możesz.
- Muszę.
- Kocham cię.
- Co?
~*~
Blue mnie ostatnio zmusza do wielu, różnych rzeczy. W tym do opublikowania tego oneparta.