27 lutego 2013

lágrimas



            Wychodzisz. Tak po prostu. Chwytasz swoją sportową torbę, zarzucasz ją na ramię i bez zbędnych wyjaśnień opuszczasz moje mieszkanie. Nie przeszkadzają Tobie najwidoczniej moje łzy, które płyną po bladych policzkach. Nie interesujesz się. Twierdzisz, że to już nie jest twoja sprawa. Ale, do jasnej cholery, tak bardzo pragnę przecież by wszystko znów było jak dawniej. Byś darzył mnie tym samym uczuciem, o którym mówiłeś jeszcze wczoraj.
            Próbuję zrozumieć. Nie ocieram łez, które moczą powoli Twoją koszulkę, którą sobie przywłaszczyłam przed miesiącem, kiedy to pierwszy raz miałam okazję spędzić z Tobą noc. Starałam się nie żałować. Próbowałam wierzyć, że jednak prawdziwa miłość istnieje. A wiedziałeś ile razy już byłam raniona. Zwierzałam się Tobie. Byłeś powiernikiem moich najskrytszych tajemnic, o których nie słyszała nawet moja przyjaciółka.
Tak się to wszystko zaczęło, dobrze pamiętam. Spotkałeś mnie na jednym z tych mostów, które zdawały się być nie do przejścia. Lał deszcz. Stałam w jego strugach, nie reagując na otaczający mnie świat twierdząc, iż nic dobrego już mnie spotkać nie może. Pojawiłeś się znienacka. Roztoczyłeś nade mną parasol bezpieczeństwa i otoczyłeś silnym ramieniem. Zadrżałam pod wpływem tego dotyku. Bałam się, ale byłam zbyt słaba by o tym powiedzieć. Zadawałeś milion pytań. Milczałam. Pozwoliłam Ci zaprowadzić się do hotelu, w którym w dalszym ciągu mieszkasz. Ponoć zbywałeś pytające spojrzenia ze strony obsługi. Okazałeś się moim bohaterem, którego wtedy nienawidziłam z całego serca. Powinieneś był dać mi spokój. Nie mogłeś? Wystarczyło przejść obojętnie. Tak samo, jak uczyniła to większość ludzi tego deszczowego dnia. Miałeś zbyt dobre serce. Naiwnie wierzyłeś, że w jakiś sposób uda się Tobie zmienić świat, a Twój Bóg postawił mnie na tej drodze specjalnie. Bo każdy ze świętych miał barwy początek. Ty zgarnąłeś nieszczęśliwą dziewczynę z mostu. Nie pozwoliłeś jej pójść o krok dalej. Przejąłeś się losem istoty, która wtedy jeszcze nic dla Ciebie nie znaczyła.
Naciągam koszulkę na kolana. Podciągnęłam je po samą brodę, opierając się o chłodną ścianę. Czarne plamy tuszu zdobią teraz idealną biel z logiem Twojego zespołu. Zaczynam się zastanawiać, czy będzie można to sprać. Jeśli nie – i tak będzie mi przypominać o Tobie.
Zawiodłam kolejny raz. Nie potrafię mówić o swoich uczuciach. Nie wiem komu mogę teraz ufać, a komu nie. Wierzyłam w Ciebie. Przekonałam się do dobrej, czystej duszy. Bo taki byłeś i sądzę, że w dalszym ciągu jesteś.
Nie chciałam Ciebie zmienić. To nie była moja wina. Przeczepiłeś się; nie potrafiłeś odpuścić. Obiecałeś zamieszkać na zawsze w moim sercu. Pragnąłeś, abym w każdej chwili widziałam Twoją perfekcyjną twarz, jednak kiedy zamykałam oczy – istniała tylko ciemność. Byłeś cierpliwy. Dobrze wiem ile razy słyszałeś od swoich kolegów, że powinieneś dać spokój. Ale jak? Nie jesteś typem, który tak łatwo się poddaje. Walczyłeś zaciekle.
Wyszedłeś. Tak po prostu oznajmiając mi, że to wszystko jednak nie miało sensu. Bóg się pomylił! Próbowałam krzyczeć i wyrzucić z siebie dwa słowa, które tak bardzo chciałeś usłyszeć. Nic nie poradzę na to, że za każdym razem głos wiązł w gardle. Dałeś mi nadzieję. Dałeś coś, co rzekomo dawno utraciłam. Nadzieja. Czy mam znów się poddać? Czy opuszczasz mnie na zawsze? Kręcę głową z niedowierzaniem. Zdążyłam już przyzwyczaić się do Twojej obecności w moim życiu. Byłeś na każde zawołanie. Nieświadomie wykorzystywałam dobro, które w sobie nosisz. Często pewnie słaniałeś się ze zmęczenia po każdym treningu, ale nie narzekałeś. Wystarczył tylko jeden telefon byś zjawił się z butelką wina lub gorącą czekoladą z mojej ulubionej kawiarni. Tuliłeś mnie, gdy płakałam. Całowałeś namiętnie, kiedy tylko na to pozwalałam. Doprowadzałeś mnie na skraj rozkoszy, jeśli oboje potrzebowaliśmy wzajemnego ciepła. B y ł e ś. Czy teraz właśnie masz zniknąć z mojego życia? Takie jest nasze przeznaczenie, w które ponoć przestałeś wierzyć.
Skrywam twarz w dłoniach, ponownie zanosząc się głośnym szlochem. Wyrzucam sobie własną głupotę. Szepczę pod nosem, że jednak Cię kocham. Nie mam pojęcia, że stoisz obok mnie. Oddycham z ulgą, kiedy znów jestem zamknięta w Twoich ramionach. Uświadamiasz mnie, iż siedzę na tej przeklętej podłodze już od trzech godzin. Doprawdy czas potrafi tak szybko płynąć? Zdążyłeś wrócić z treningu, który tego dnia trwał wyjątkowo długo.
Wróciłeś. Wcale nie tak po prostu. Przywiązałeś się, pokochałeś, nie mogłeś porzucić. Szepczesz mi to wszystko do ucha sprawiając, że znów drżę. Kciukiem ocierasz ostatnie łzy, spływające po policzkach. Dopiero po chwili orientuję się, iż również płaczesz. Przeze mnie. Mówisz coś o łzach wzruszenia i miłości. Nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. Znów mnie czegoś uczysz. Proszę cicho, byś był moim przewodnikiem przez życie. Kiwasz głową na znak, że doskonale rozumiesz aluzję. Znów jesteś cierpliwy; zdecydowanie zbyt wyrozumiały oraz idealny. Nie potrafię uwierzyć, że należysz do mnie. Jesteś realny?
Wróciłeś. Wcale nie tak po prostu, bo masz mi coś do udowodnienia. Uśmiecham się wreszcie, kiedy bierzesz mnie na ręce i niesiesz do sypialni. Trafiłbyś tam nawet z zamkniętymi oczami. Rozkład mojego mieszkania znasz zdecydowanie lepiej, niż apartamentu w swoim hotelu. Nie mogę uwierzyć, że to właśnie Ty mnie przepraszasz. Staram się nie pozostawiać dłużna. W końcu zatracamy się we własnych uczuciach. Wszystko robimy razem. Jedno serce i jedno bicie – tym właśnie teraz jesteśmy. Twierdzisz, że jestem piękna. Vie ste krasiva. Niedoskonali w swej doskonałości.
Moje ciało wygina się w łuk. Gdybym nie obgryzała paznokci, one z całą pewnością pozostawiłyby teraz wyraźne ślady. Wreszcie z piersi wyrywa się głośne: Kocham Cię!
Teraz już się tego nie boję. Kiedy patrzę prosto w twoje ciemne oczy i widzę w nich miłość, mogę to odwzajemnić. Bo Nikolay Penchev jest moim chodzącym ideałem. Bo Nikolay Penchev już nigdy mnie nie zostawił.
Bo Nikolay Penchev właśnie mi się oświadczył, a ja nie powiedziałam „nie”.


~*~ 
No jednak jest kolejny onepart, chociaż nie przypuszczałam, że jeszcze się uda.

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Że to jest wspaniałe, to ty już wiesz. A pan Penchev na mnie działa i to pierońsko (zwłaszcza jego zdjęcia na fejsbuku). Teraz chyba zawsze mi się będzie kojarzył z tym łanpartem! ♥

      Usuń
  2. Myślę, że jej nie, znaczy tak na prawdę tak :) Jak widać, warto walczyć do końca :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taka miłość mnie przeraza, nie mogę sobie wyobrazić że można się tak uzależnić od drugiej osoby. Ale jak to mówią są różne rodzaje miłości dzięki Bogu ja zaznałam jakiejś innej choć wiem że po odejściu mojego Lubego pewnie zachowywałabym się podobnie. Penchev jednak wierzył że ona go kocha tylko się boi i wrócił jak widać opłaciło się

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie spodziewałam się tutaj Nikolaya ale cieszę się,że się tu pojawił;) Jej nie do końca nie oznacza tak;) Oni się kochają, to widac, chociaż wydaje mi się,że ona poniekąd uzależniła się od Pencheva.

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu jakiś odmienny bohater. Nie wiem co miałabym sensownego napisać. Dobrze, że wrócił i usłyszał to, co usłyszeć chciał.

    OdpowiedzUsuń
  6. ooo Nikolay :D fajne, fajne, FAJNE :) miła odmiana po stresującym dniu. dodawaj oneparty częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się ta historia. Zdecydowanie mi się podoba. I główny bohater też mi przypadł do gustu, chociaż obserwując Nikolaya na żywo stwierdzam, że nie wygląda na takiego, jak go stworzyłaś, ale to Twoja kreacja, która mi się spodobała.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pencheva to się nie spodziewałam :P Ale w sumie ty nie jesteś typem bloggerki, która wybiera samych popularnych sportowców, więc czemu ja się dziwię? :D Bałam się, że tu nie będzie happy endu. I było mi naprawdę przykro, bo główna bohaterka wydawała się być wystarczająco doświadczona przez los, żeby po raz kolejny zostać porzuconą. Naprawdę tego nie chciałam. Ale na szczęście Nikolay wrócił :)

    OdpowiedzUsuń