Ten sylwester zapowiadał się
wyjątkowo nudnie. Nie dość, że rodzice postanowili tylko we dwójkę polecieć do
Chin, to na dodatek ja zostałam oddelegowana do Bydgoszczy, gdzie mój ukochany
braciszek robił domówkę. I nie to, żebym nie chciała spędzać z nim tego
najważniejszego wieczora w całym roku obecnym i nadchodzącym, ale mając
dwadzieścia lat, mogłabym mieć nieco większe pole do manewru. Zdecydowanie
bardziej wolałam pozostać w Gdańsku, gdzie studiowałam już półtora roku. Miałam
tam znajomych oraz przyjaciół, którzy wręcz nalegali bym do nich wpadła.
Pojawiła się nawet oferta od koleżanki z Warszawy. Ale niestety moi rodzice
uważają, że ich zdanie jest święte. A mój kochany braciszek? No cóż, zazwyczaj
zgadza się w stu procentach razem z nimi. Może w dziewięćdziesięciu dziewięciu.
Bo przecież ojciec nie chciał mieć syna, który zawodowo będzie grać w
siatkówkę. Według niego to nie jest sport godny prawdziwego mężczyzny. Ale
Andrzej wiedział swoje. Wstąpił na właściwą ścieżkę i starał się realizować
swoje plany.
Mieszałam zawzięcie sałatkę
jarzynową, którą miałam za zadanie przygotować. Brat wrócił kilka minut temu ze
sklepu razem z Marcinem i teraz dyskutowali o tym, czy przypadkiem nie mają za
mało alkoholu jak na taką ilość gości, która planowała się pojawić.
Przewróciłam oczami zastanawiająca się kto tutaj jest bardziej niedorosły. W
prawdzie przed rokiem to moi znajomi zdemolowali mieszkanie, które
wynajmowałam, ale to przecież jeszcze nie oznaczało, że mam ochotę na powtórkę.
Planowałam zaszyć się u przyjaciółki, gdzie we dwie miałyśmy się obżerać
niezdrowym jedzeniem, popijając od czasu do czasu mocne drinki. Zamiast tego
siedziałam w trzypokojowym mieszkaniu Andrzeja w Bydgoszczy i mieszałam tą
przeklętą sałatkę.
-
Kochana siostra. – Brat pocałował mnie w czubek głowy, a następnie zajął
miejsce naprzeciwko, uśmiechając się przy tym szeroko. – Dużo ci jeszcze
zostało?
- Ależ
skąd – prychnęłam ironicznie, odsuwając od siebie miskę z gotową sałatką. Swoją
drogą, to powinnam przestać się nią przejmować. – Andrzej, czy ty nie masz
zamiaru przyłożyć do tego ręki?
- Byłem
z Rogerem na zakupach. Nie wystarczy?
Rozłożyłam bezradnie ręce,
zabierając się za krojenie kiszonych ogórków. Oczywiście już dawno przestałam
się łudzić, że mój szanowny braciszek zechce pomóc w jakikolwiek sposób.
Pierwsi goście już się zjawili, a
jak na złość mój humor wcale nie planował się poprawić. Z naburmuszoną miną
siedziałam na kanapie w salonie, oglądając swoje paznokcie. Przez te całe
przygotowania nie zdążyłam nawet ich pomalować. Do tego sukienka była
niedopasowana w talii. Wyglądałam w niej po prostu tragicznie, a do tego włosy
znajdowały się w totalnym nieładzie. Andrzej już kilka razy starał się dać mi
do zrozumienia, że nie wyglądam najlepiej. Nie no, serio? Zupełnie tak, jakbym
tego nie zauważyła.
Kolejny dzwonek do drzwi sprawił, że
westchnęłam głęboko mając nadzieję, że ten wieczór skończy się jak najszybciej.
A jeśli tak właśnie miał wyglądać mój przyszły rok, to już wolałam by obecny w
ogóle się nie kończył.
- No
weź się uśmiechnij – mruknął Marcin Wika, zajmując miejsce obok mnie i dźgając
palcem mój bok. – Przez ciebie wszyscy tracą humor.
-
Wybacz, ale sztuczny uśmiech też niewiele da.
-
Mogłabyś się chociaż postarać?
- Nie –
odpowiedziałam, nawet nie zwracając na Marcina uwagi. Nie miałam jeszcze okazji
poznać go za dobrze, więc nie mogłam przewidzieć, że za krótką chwilę przypuści
atak. Nie mam pojęcia skąd wiedział o moim słabym punkcie, jakim są łaskotki na
całym ciele. Rzucałam się jak głupia na kanapie. Goście zapewne mieli mnie za
nienormalną, ale przecież Roger jest pieprzonym idiotą (tak, miałam okazję mu o
tym wspomnieć ze sto razy przez ostatnie pięć minut)! Zmusił mnie do tego
wszystkiego.
Dyszałam ciężko, próbując
doprowadzić się do porządku. Obciągnęłam sukienkę, która zdecydowała się podwinąć
do góry podczas łaskotek. Po chwili rozmasowałam obolałe od śmiechu policzki. Wreszcie
otarłam resztki rozmazanego tuszu w powiek, a na usta nałożyłam cienką warstwę
bezbarwnego błyszczyku. Potrzebowałam alkoholu. W prawdzie brat zapowiedział,
że tej nocy mogę się napić jedynie szampana i to o północy, ale przecież nie
mam pięciu lat! Jestem dorosła, a Andrzej nie może mi rozkazywać. Powinien się
cieszyć, że w ogóle zostałam w Bydgoszczy.
- Czy
mógłbym zaproponować drinka? – Tuż za moimi plecami rozległ się głos, który o
mały włos nie doprowadził mnie do zawału. Na serio? Czy ci wszyscy siatkarze
uparli się, by mnie dzisiaj wykończyć.
Odwróciłam się w stronę chłopaka. Zupełnie
niepotrzebnie zadarłam do góry głowę. Ten blondasek był zupełnie przeciętnego i
totalnie nie-siatkarskiego wzrostu. Uniosłam kącik ust w delikatnym uśmiechu.
- Skąd
pomysł, że chciałabym się napić? – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej,
opierając się o kremową ścianę.
-
Zapewne stąd, że stoisz przy stoliku, który aż ugina się pod ciężarem napoi
procentowych.
Bystry, co oznacza gatunek raczej
wymarły. Wystarczy spojrzeć na mojego brata. Przez cały dzień nie dotarło do
niego, że umieram z przepracowania. Najpierw wysprzątałam całe mieszkanie,
później zajęłam się jedzeniem. Mogłabym powiedzieć mu wprost, że jestem z tego
powodu wkurzona, a on i tak nie wiedziałby o co mi chodzi.
Zmierzyłam blondyna bacznym
spojrzeniem. To, że nie należy do wysokich, zdążyłam już zauważyć. Miał całkiem
miły uśmiech. Mogłam mu nawet wybaczyć, że ma na sobie jakieś workowate spodnie
i niewyprasowaną, białą koszulę.
Wyszłam na balkon, by zaczerpnąć
odrobinę świeżego powietrza. Jako, że pogoda ostatnimi czasy była iście
wiosenna, nie potrzebowałam kurtki. Wystarczył cienki sweterek. Dochodziła godzina
pierwsza. Ciemne niebo jeszcze co jakiś czas rozświetlały kolorowe fajerwerki. Prychnęłam
cicho. Nigdy nie przepadałam za Sylwestrem i całą, związaną z tym otoczką. Hałas
i pijaństwo. Nie to żeby mi upojenie alkoholowe jakoś szczególnie
przeszkadzało, bo przynajmniej Andrzej się ode mnie odczepił i zajął wyrywaniem
jakiejś długonogiej blondynki, ale hałas był wręcz nie do zniesienia. W okolicy
musieli mieszkać bardzo wyrozumiali ludzie, skoro nikt jeszcze nie zadzwonił po
policję. Muzyka puszczona została na cały regulator, a goście podczas rozmowy
starali się ją przekrzyczeć. No niesamowite! To już nawet moja cierpliwość się
skończyła. Chociaż nie powiem, żebym w ogóle coś takiego posiadała tego
wieczora.
Sięgnęłam po paczkę papierosów,
którą ktoś pozostawił na parapecie. Na ogół nie paliłam, ale to była sytuacja
wyjątkowa. Zaciągając się gryzącym dymem uparcie śledziłam ekran mojego
dotykowego telefonu. O północy nikt nie zadzwonił, ani nie napisał. Zapomniała o
mnie nawet najlepsza przyjaciółka, która jeszcze przed wyjazdem deklarowała mi
dozgonną miłość aż po grób.
- Złe
wiadomości? – Blondyn o imieniu Maciek, pojawił się na balkonie ze szklanką
wypełnioną kolorowym płynem. Domyśliłam się, iż Roger zaserwował mu kolejnego
drinka.
- Brak
wiadomości – mruknęłam niechętnie, chociaż nie byłam skłonna do zwierzeń obcym
ludziom. Najwidoczniej procenty płynące w żyłach postanowiły rozwiązać mój
język. – Nikt do mnie nie napisał, nie złożył mi życzeń.
- To
zły nałóg – stwierdził warszawski libero, wskazując na mojego papierosa. Wzruszyłam
obojętnie ramionami. Nie jego sprawa. – Najwidoczniej ci znajomi nie są warci
twojej uwagi. Nie przejmuj się. Jesteś z nami i to się liczy najbardziej,
prawda?
Pokręciłam głową z ironicznym
uśmieszkiem. Wyrzuciłam niedopałek papierosa przez balustradę. Maciek ponownie
pokręcił głową twierdząc, że powinnam być nieco bardziej ostrożna. Ktoś mógł
przecież przechodzić po rzędem balkonów. A skoro już o ostrożności mowa. Postanowiłam
pokazać mu, że nie ma prawa opowiadać mi o byciu dobrze wychowaną, czy
rozważną. Podeszłam do balustrady. Wychylając się przez nią stwierdziłam, że
ewentualny upadek nie będzie taki groźny. Ewentualnie kilka połamanych kości. Alkohol
dodaje odwagi i patrząc z perspektywy czasu, jakoś nie mogę się z tym nie
zgodzić. Usiadłam na metalowej barierce, która zgrzytnęła cicho. Maciek pisnął
cicho, obejmując mnie mocno w talii. Przyznam, że całkiem to miłe kiedy ktoś
się o ciebie troszczy.
-
Zwariowałaś? – Szepnął, patrząc mi w oczy z odległości kilku centymetrów. Czując
jego ciepły oddech na twarzy, przymknęłam powieki. – To, że znajomi się tobą
nie przejmują wcale nie oznacza, że inni też mają na ciebie wyłożone!
- Mój
brat nawet nie dba o to, że siedzę na balkonie z zupełnie obcym chłopakiem.
- Nie
znam twojego brata, ale…
-
Gdybyś go nie znał, to nie pojawiłbyś się na tej imprezie. – Zarzuciłam ręce na
szyję chłopaka, starając się jednak nie spaść z balkonu. Widząc pytające
spojrzenie ze strony Maćka, przewróciłam oczami. – Andrzej. Andrzej Wrona to
mój brat.
- Och!
- Czy
to przerażenie maluje się na twojej twarzy?
Ciało wygięło się w łuk pod wpływem
delikatnej pieszczoty. Zagryzłam dolną wargę, opierając tył głowy o chłodną
powierzchnię ogromnego lustra. Jego dłonie wędrowały po moim ciele. Sukienka już
dawno wylądowała w wannie. Rajstopy wisiały na uchwycie przeznaczonym na
ręczniki. Każdy kontakt z jego chłodnymi dłońmi sprawiał, że drżałam. Pragnęłam
więcej. Uzależniał mnie od siebie. Wpił się wargami w moje spragnione usta. Całował
z pasją i namiętnością. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłam. Był perfekcjonistą
w każdym calu. Jęknęłam cicho czując, jak jego palce zatrzymują się na gumce od
czarnych, koronkowych bokserek. Oplotłam go w pasie nogami i przyciągnęłam
bliżej. Dłonie wylądowały po obu stronach mojej głowy.
- Nie
boję się twojego brata – szepnął, pozbawiając mnie ostatniej części garderoby,
którą miałam na sobie. Po omacku odszukałam pasek jego spodni. Rozpięłam go
szybko, drżącymi palcami. Musiał mi pomóc z guzikiem i rozporkiem. No cóż,
nigdy jeszcze moje kontakty fizyczne nie zaszły aż tak daleko.
Nie bawił się w podchody. Wyglądało na
to, że kwadrans gry wstępnej zupełnie mu wystarczał. Nawet nie zdążyłam się
zastanowić. Nie było czasu, by się zawahać. By powiedzieć cokolwiek. Kiedy
wszedł we mnie, krzyknęłam cicho. Ból oślepił mnie na krótką chwilę. Przeorałam
paznokciami jego plecy. Syknął, przyspieszając przy tym swoje ruchy.
Wtuliłam się w blondyna bezwiednie. Palcem
wodził wzdłuż mojego kręgosłupa.
-
Andrzej, ty nic nie rozumiesz!
- Wiem
tylko tyle, że pieprzyłaś się z Olenderkiem w mojej łazience – warknął brat,
krążąc niespokojnie po kuchni. – Czyś ty zwariowała?! Rodzice…
- Mam
gdzieś zdanie rodziców i twoje. To moje życie i moja sprawa.
- Tak,
to twoje życie – westchnął z rezygnacją, układając potężne dłonie na moich
ramionach. – Ale sama tego dziecka nie wychowasz.
Spuściłam głowę, starając się tym
samym ukryć potok łez spływających po policzkach. Nawet nie przypuszczałam, że
ten jeden raz wystarczy. Maciek miał się w moim życiu pojawić tylko na krótką
chwilę. Może on chciał czegoś więcej, ale ja nie. Dlatego właśnie nie
wymieniliśmy się numerami telefonów. Mieliśmy zapomnieć. Zdarzyło się raz i
trudno.
-
Andrzej, pomóż mi.
~*~
Napisałam z zamiarem publikowania, po czym zmieniłam zdanie. No ale Blue stwierdziła, że jednak ma być tutaj, więc no... Na nią zrzucam całą odpowiedzialność. Przepraszam ;d I wiecie, coś z tym moim pisaniem nie tak. Coś się zepsuło.
Jak tylko przeczytałam kilka początkowych zdań, i dojrzałam Bydgoszcz,pierwsze,co przyszło mi na myśl,to właśnie Wrona. Fajnie byłoby przeczytać kolejną część tej historii,chociaż pewnie właśnie tak miała się zakończyć :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja strzelam focha, bo byłabym pierwsza, gdyby nie mój zwalony internet w telefonie.
OdpowiedzUsuńA ty za co przepraszasz? Ja się cieszę, że cała zasługa za opublikowanie tego łanparta idzie na mnie xD No bo seks z Maćkiem fajny, chociaż skutki trochę mniej. Ale tam... Ja sobie dopisuję miłą kontynuację, ale jeśli ty napiszesz jeszcze parę części, to się nie obrażę... ^^
piąteczka, bo z moim też się coś popsuło. chociaż ja tam u ciebie tego nie widzę. uwielbiam twoje dzieła <3
OdpowiedzUsuńA Andrzejek, to ma fajną siostrzyczkę. i posprzątała i ugotowała i była nie zbyt ogarnięta przez niego. mimo błędu i tak ją kocha i jej pomoże.
już sobie wyobraziłam jak jedzie z kijem bejsbolowym do Warszawy przywalić Maćkowi.
w sumie nie wiem czemu miałby się go bać. Andrzej taki nieszkodliwy się być wydaje. chyba, że jeśli chodzi o siostrzyczkę.
geniusz ^^ pozdrawiam. :)
Dlatego zawsze przerażały mnie przygody na jedną noc i raczej ich unikałam, bo niestety znam swojego pecha i on aż by cieszył się po kres świata gdyby mógł mi sprawić takiego psikusa jak niespodziewana ciąża z zupełnie obcym chłopakiem. Powiem ci że nie kojarzę tego całego Maćka, a to niestety tylko świadczy jak w tym sezonie jest z moją siatkówką ligową, jasne że kiepsko. Andrzej na pewno pomoże w końcu to brat :)
OdpowiedzUsuńA z pisaniem nic się nie popsuło i ciebie nie można nic zepsuć.
Andrzej jest egoistą. Nie dość, że zmusił siostrę do porzucenia znajomych na sylwestra, to jeszcze zostawił ją samą z wszystkimi przygotowaniami. Współczuję jej. To nie była najlepsza impreza jej życia. Szczerze mówiąc, nie wiem czy na jej miejscu nie zamknęłabym się po prostu w jakimś pokoju. Marcin zapewnił jej rozrywkę... tylko szkoda, że teraz będzie musiała ponieść jej konsekwencje. I szczerze mówiąc, zaskoczyło mnie, że zakończyłaś to w taki sposób. To chyba twój pierwszy onepart bez happy endu. A przynajmniej ja pamiętam, że zazwyczaj wszystko kończyło się dobrze.
OdpowiedzUsuńbo Andrzej to tuk i łajza. no, nie może przyjąć do swej świadomości iż zostanie wujkiem?! jak on tak może! powinien ją wesprzeć, a nie odwalać cyrk -.-
OdpowiedzUsuńHeh no i zwykle tak kończą się przygody na jedną noc, do tego po pijaku!
OdpowiedzUsuńAndrzej zachował się jak egoista, podobnie jak i ich rodzice. Oczywiście nie chcę usprawiedliwiac jego siostry bo to ona przespała się się z Mackiem i to ona spodziewa się dziecka a nie on ale jak na brata przystało powinien ja wspierac a nie prawic kazania. Stało się no cóż czasu się nie cofnie.
OdpowiedzUsuńPS Przypominam o informowaniu;p
Witam! Świetny Blog! Zapraszam na swój ;D http://w-drodze-do-niebaa.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń